Z wyżłem na ptactwo część II – SEZON marzec/kwiecień 2016

W marcowo/kwietniowym numerze SEZON-u kolejne parę słów o polowaniu z wyżłami.

Z wyżłem na ptactwo
Część II – polowanie na bażanty (łowisko, myśliwy, pies)

Zakończył się kolejny, bardzo długi w Polsce, sezon polowań na bażanty. Tam gdzie dotarłem z moimi wyżłami, stan kogutów był co najmniej zadowalający, a wszyscy myśliwi oraz gospodarze łowisk zgodnie wiązali to ze sprzyjającymi warunkami pogodowymi wiosną 2015 r. Dla mnie i syna, z którym zwykle poluję, sezon też był udany, a nasze wędrówki po śląskich, świętokrzyskich i małopolskich łowiskach pozwoliły zawiesić na trokach z pewnością około setki kogutów. Nie chcę wspominać dłużej czasu minionego, chcę natomiast, wprowadzić czytelnika do mojej opowieści o polowaniu z wyżłem na koguty, o łowiskach, psach oraz cieniach i blaskach tego polowania.

Na początek jedno ważne wyjaśnienie. Nie chcę pisać o tzw. polowaniach komercyjnych organizowanych przez różne instytucje, w tym również koła łowieckie. Ten rodzaj pozyskania bażantów z trudem jedynie kojarzy mi się ze słowem „polowanie”, a już z pewnością źle kojarzy się ze słowem „wyżeł”. W warunkach takich polowań powinno się raczej wykorzystywać płochacze czy labradory, gdyż ich wrodzone predyspozycje sprzyjają dobrej pracy w zakrzaczeniach, kukurydziskach i w pośpiechu towarzyszącym tym imprezom, na których padają czasem setki sztuk ptactwa. Praca wyżła wymaga spokoju oraz indywidualnego podejścia do każdego spotkania ze zwierzyną, wymaga więc czasu, przestrzeni i niewielkiego, 2-3 osobowego zespołu myśliwych znających ten rodzaj polowania i potrafiących czerpać z niego satysfakcję.

Wracamy do głównego nurtu opowieści. Sezon na koguty trwa bardzo długo, od początku października do końca lutego, a więc prawie do okresu toków. Jeżeli wolno wyrazić opinię – za długo, co najmniej o miesiąc, a może nawet 6 tygodni. Jeżeli chcemy szanować swoją populację bażanta, jeżeli chcemy bezpiecznie przeprowadzić ją przez najtrudniejszy okres roku, powinniśmy zaprzestać polowania po 15 stycznia. Późniejsze tygodnie zimy możemy spokojnie wykorzystać na zwalczanie drapieżników, ochronę przed kłusownictwem i staranne dokarmianie. To z pewnością pozwoli cieszyć się dobrym stanem kogutów w kolejnym sezonie.

W jakich łowiskach zwykle polujemy? Bażant, na środowisko życia wybiera najczęściej obrzeża stawów i innych rozlewisk oraz doliny rzek, również pasy roślinności wzdłuż potoków i niewielkich nawet cieków wodnych, zarośnięte wikliną, otoczone nieużytkami, trzcinowiskami ale leżące w niedalekim sąsiedztwie pól uprawnych. Im zasobniejsza ziemia oraz im mniejsze areały upraw, tym czuje się lepiej. Znam też tereny prawie bez sieci cieków wodnych, zasobne jednak w bażanta ale wtedy, łowisko pokryte jest zwykle trudno dostępnymi kępami tarniny czy głogu rozrzuconymi wśród pól uprawnych czy otoczone pasami nieużytków. Pod koniec lata i na początku jesieni bażant czuje się bardzo dobrze w plantacjach kukurydzy, szczególnie tych położonych blisko jego naturalnej ostoi. Pod koniec jesieni i na początku kalendarzowej zimy, po ogołoceniu pól uprawnych, przemieszcza się na tereny zimowisk. Teren występowania jest więc bardzo urozmaicony i różny w czasie długiego sezonu, często trudny do przebycia i przez to stwarza duże problemy zarówno myśliwemu jak i psu.

Jakim przeciwnikiem dla myśliwego i jego wyżła jest dorosły, dziki kogut? Dla polujących zbiorowo pędzeniami, kogut jest szybko i sprawnie latającym ptakiem, do którego strzał jest niemałym wyzwaniem dla wprawnego nawet strzelca. Dla polującego z wyżłem, kogut jest zupełnie inny i zupełnie inna jest trudność w jego pozyskaniu. Strzał z pod stójki wyżła wydaje się być prosty i zapewne często tak jest, jednak kogut, szczególnie w rejonach gdzie intensywnie się na niego poluje, potrafi wykorzystać każdą przeszkodę terenową, każdy krzak czy wyższe trzciny aby pozostawić zagapionego strzelca bez trofeum, za którym deptał czasem wiele godzin.

Kolejne, ważne z łowieckiego punktu widzenia cechy bażanta to jego sprawność biegowa, z jednej strony, i wielka zdolność do kamuflażu w terenie, z drugiej. Nie zapomnę opowiadania pewnego bardzo doświadczonego myśliwego, który miał suczkę z mojego miotu i opowiadał mi o jej pracy. Było tak. Wybrał się wczesną wiosną w teren z kilkumiesięczną wtedy suką. Zamierzali obejść poprzecinane rowami łąki w dolinie rzeki, na których było sporo bażantów. Zostawił samochód i wypuścił wyżlicę, która po kilkudziesięciu metrach stanęła w twardej stójce, nad niewielkim rowem skąpo jedynie pokrytym, niską o tej porze roku trawą. Suka stała „jak drut”, a mój znajomy próbował stwierdzić do czego ona właściwie stoi, gdyż skarpa wydawała się nie stwarzać żadnych warunków do ukrycia ptaka. W końcu, ponieważ suka nadal twardo stała, wziął ją na otok i poszedł dalej. Wrócił po godzinie i zamierzał wpuścić psa do samochodu. Rozgląda się gdzie jest suka, a ona stoi w stójce dokładnie w tym samym miejscu co poprzednio! Tym razem zaczął zdecydowanie przeczesywać skarpę i nagle, parę metrów od nosa psa, podniosła się kura bażancia. Był tak zaskoczony tym co widział, że opowiedział mi to jako niezwykłe doświadczenie, po kilkunastu dniach od zdarzenia. Jednym słowem, w czasie polowania na bażanty sprawdza się stara prawda, że trzeba zawsze wierzyć psu, bo on na pewno wie lepiej. To, co jest jednak największą trudnością dla psa i myśliwego, to wielka umiejętność „wyciekania”. Dorosły kogut, gdyż zwykle on jest najtrudniejszym przeciwnikiem, potrafi zwodzić myśliwego i psa czasem setkami metrów.

Zanim o psie, parę słów o myśliwym. Polowanie z wyżłem na bażanty jest jednym z najbardziej wymagających jeżeli chodzi o kondycję fizyczną. Kilkugodzinne wędrówki po rozległych nieużytkach i trzcinowiskach poprzecinanych rowami melioracyjnymi, do tego często otoczonych wzniesieniami, wymaga od myśliwego naprawdę dobrej kondycji fizycznej. W tym polowaniu, szczególnie z dobrze i sprawnie pracującym wyżłem, nie można sobie pozwolić nawet na chwilę wytchnienia. Z pewnością nie jest to zabawa dla osób z nadwagą, niesprawnym krążeniem, problemami z układem oddechowym czy zniszczonymi stawami. Dojście do strzału ułatwia nasz towarzysz łowów ale strzał oddajemy zwykle w trudnych terenie, w momencie wybranym przez koguta, a więc warunkiem skuteczności jest umiejętność koncentracji, wyczucie oraz dobra sprawność fizyczna strzelca. Jest jeszcze jedna ważna umiejętność niezbędna myśliwemu do takiego polowania. Tą umiejętnością jest doskonała znajomość swojego psa, jego zachowania przy zwierzynie, zarówno przed jak i po strzale. Moje obserwacje pokazują, że z tym jest zwykle duży, a może nawet największy problem. Pośpiech, nie reagowanie na wyraźne sygnały psa, pogoń za wynikiem, niczym nieuzasadniona wiara, że myśliwy lepiej wie gdzie jest zwierzyna czy postrzałek, skutkują zawsze chaosem, niepotrzebną emocją i psują polowanie.

Wreszcie, jaki pies, a dokładnie jaki wyżeł? Trzeba powiedzieć w tym miejscu, że na bażanty można skutecznie polować również z płochaczami czy labradorami ale w tym tekście koncentrujemy się na wyżłach czyli na psach ras grupy VII FCI. Środowisko w którym polujemy wskazuje dosyć wyraźnie jakie wyżły, w takich warunkach, będą się czuły najlepiej. Niewiele polowałem z wyżłami brytyjskimi ale rasy te wyhodowane zostały do pracy w „dużym polu”, na rozległych obszarach angielskich i szkockich wrzosowisk stąd, w terenie na jakim polujemy na bażanty, nie będą się czuły najlepiej. Te wspaniałe, o wielkiej pasji wyżły z pewnością dadzą sobie radę w naszych łowiskach ale twardością, odpornością czy skłonnością do pracy w podmokłym terenie będą ustępowały wyżłom kontynentalnym. Młody, początkujący myśliwy nie powinien raczej zaczynać od pracy z „anglikami”, na to przyjdzie może czas w kolejnych rozdaniach kynologicznej przygody. Warto też pamiętać, że we współczesnych polskich łowiskach często polujemy na grubą zwierzynę, stąd predyspozycje wyżłów kontynentalnych do pracy wszechstronnej są ważnym elementem wyboru rasy. W naszych łowiskach pojawiły się w ostatnich latach, wcześniej praktycznie nie widziane, wyżły ras francuskich czy włoskich. Rzadko miałem okazję widzieć te psy w łowisku, stąd wypada poczekać z ich rekomendacją do czasu zebrania większej ilości danych. W mojej opinii na dzisiaj, patrząc na specyfikę włoskich czy francuskich łowisk oraz tamtejszy klimat, opierając się też o pojedyncze obserwacje własne, wydaje mi się, że większej pozycji na rynku psów wykorzystywanych w realnym łowiectwie raczej nie zdobędą.

W czasach mojej łowieckiej młodości, a więc w latach 70-tych i 80-tych ubiegłego stulecia, w naszych łowiskach królował niepodzielnie wyżeł niemiecki szorstkowłosy. Również ja zaczynałem polowanie na ptactwo z psem tej rasy. Polowaliśmy wtedy z naszym Bimem dużo, zarówno na kuropatwy jak i na bażanty. Psy tej rasy, również podobne do nich czeskie fouski, powinny być możliwie często wykorzystywane w naszych łowiskach. Są niewymagające, odporne na warunki terenowe, twarde w pracy. Ich wielką zaletą jest umiarkowany temperament pozwalający na skuteczne prowadzenie w łowisku, przez nawet niezbyt doświadczonych, młodych myśliwych. W ostatnich latach zarysował się powrót do tych ras czemu należy mocno kibicować, tym bardziej, że do łowiectwa trafiają psy z dobrych, użytkowych linii czeskich czy niemieckich. Współcześnie, w naszych łowiskach dominują wyżły niemieckie krótkowłose. Sam od lat poluję z psami tej rasy. W twardości, skłonności do wody, ciętości, pasji łowieckiej nie ustępują wyżłom szorstkowłosym, są natomiast od nich lepsze w dużym polu, na obszarach rozległych łowisk. To, co dla mnie jest ważne, pracują znacznie bardziej stylowo niż ich szorstkowłosi krewni. Warto jeszcze wspomnieć o wyżłach węgierskich oraz wyżłach weimarskich. Choć obie rasy występują też w odmianach szorstkowłosych, w Polsce znacznie częściej spotykamy ich wersje krótkowłose. Obie, wartościowe z łowieckiego punktu widzenia rasy, choć liczne w Polsce, znacznie częściej dają się oglądać na wystawach niż w łowiskach, stąd zakup szczeniaków z linii rzeczywiście użytkowych jest trudny, a doświadczenie z ich wykorzystaniem w naszych łowiskach niewielkie.

Polowanie. Polowanie z wyżłem w rozległym łowisku jest jednym z najwspanialszych rodzajów polowania, i nie przypadkowo, było zawsze polowaniem klas uprzywilejowanych. Żeby można było smakować ten rodzaj polowania muszą być jednak spełnione pewne warunki. Najwspanialszy „łowiecki spektakl” można stworzyć polując pojedynczo lub najwyżej w 2-3 osoby. Powszechne dzisiaj polowania pędzeniami czy „czeską ławą” zabijają piękno pracy wyżła, sprowadzając ją do wyścigu o wynik, w którym najmniej zwykle mają do powiedzenia przewodnicy wyżłów, sprowadzani przez kolegów i prowadzących polowania do roli „podkładaczy”. Dlaczego tak często w ten sposób polujemy? Przyczyn jest wiele i spróbuję je wskazać. Przede wszystkim, mamy mało, a nawet bardzo mało, psów nadających się do tego polowania, co wymusza konieczność „optymalizacji” ich wykorzystania. „Optymalizacja” ta podszyta jest niestety w dużym stopniu obawą, że myśliwi mający sprawne psy, w warunkach polowania indywidualnego czy prowadzonego w małych grupach, zdominują pozyskanie – stąd cudzysłów na początku zdania. Taka postawa kół łowieckich daje efekt przeciwny do zamierzonego. Zniechęca bowiem skutecznie do posiadania własnego psa, włożenia wysiłku potrzebnego do jego ułożenia oraz poniesienia kosztów jego nabycia i utrzymania. Na końcu tego łańcucha logicznego mamy coraz mniej psów dobrej jakości i dobrze przygotowanych do polowania, i co więcej, coraz mniej myśliwych potrafiących wykorzystywać swoje wyżły Inaczej, niż jako zwykłe płochacze i aportery. W miejsce wyżłów pochodzących z dobrych hodowli użytkowych, dobrze przygotowanych do wykorzystania w realnym łowiectwie, a więc drogich dla właściciela, mamy „podróbki” z pokątnych hodowli, byle jak utrzymane i rzadko dobrze przygotowane do polowania. Warto o tym pisać i warto o tym mówić gdyż Inaczej, coraz częściej będziemy spotykali FB-kowe ogłoszenia – „poszukuję psa na bażanty”. W następnej części rozważań już tylko praktyczne elementy indywidualnego polowania z wyżłem – zapraszam.