Łowiec Polski kwiecień 2018 – ostatni krzyk?

„Nasze wspaniałe wielowiekowe tradycje, które dla społeczeństwa i polityków tak naprawdę są tylko kolorowym folklorem, nie wystarczą w konfrontacji z miłośnikami kukurydzy i sałaty” – Redaktor Paweł Gdula ŁP kwiecień 2018

 

Zachęcony informacją na FB kolejny raz sięgnąłem po Łowca Polskiego i kolejny raz siadłem do pisania, gdyż nie sposób przemilczeć tego co przeczytałem.

Klasyczny już wstępniak Redaktora Naczelnego przenosi nas w bajeczny świat złych kół łowieckich i nieodpowiedzialnych myśliwych winnych klęski przy ostatnich parlamentarnych bojach. Myśliwi, a właściwie, jak zapisano w tekście – „rycerze św. Huberta”, pokazują masowo w mediach społecznościowych nieodpowiedzialne filmy będące narzędziem ataku na Związek, koła łowieckie „olewają” wspaniałe programy typu „Ożywić pola” czy ostatnio „Miedza życia”, politycy niczego nie rozumieją, weganie zaś, będąc blisko ucha Prezesa, nie spoczną dopóki nie doprowadzą do zakazania łowiectwa. Jednym słowem – strach się bać.

Tak nawiasem mówiąc – kto powinien organizować akcje proekologiczne w polskim łowiectwie? Redakcja ŁP, Fundacja Ochrony Głuszca czy może Zarząd Główny PZŁ i jego agendy dysponujące kadrą, środkami finansowymi, zapleczem technicznym dla takich akcji? Programy zachęcające koła do wyręczania organów PZŁ w ich zadaniach żywo przypominają mi mechanizm, dzięki któremu komisje problemowe przy Okręgowych Radach Łowieckich swoją aktywnością wyręczają nominatów z zadań, które ci wzięli przecież na siebie. Warto zastanowić się ile kosztów poniosłyby koła, a dokładnie myśliwi, zachęcając w całej Polsce rolników do pozostawienia jedno-metrowego paska miedzy dla zwierzyny i to wszystko dla zdobycia magicznej kwoty 10 000 PLN, będącej marchewką w tym konkursie. Jak widać o głupich coraz trudniej.

Po wstępniaku, zatytułowanym nieco histerycznie – „Odbijmy nasze dzieci”,  możemy też w numerze przeczytać szereg wywiadów z politykami różnych opcji politycznych, którzy narzekają na zapisy nowego Prawa Łowieckiego i obiecują podjęcie prawdziwego boju na poziomie Trybunału Konstytucyjnego o „nasze dzieci” i inne złe skutki wprowadzonych zapisów.

Jeszcze tylko słowo do tekstu „Rewolucja marcowa” Kolegi Marka Ledwosińskiego który był łaskaw napisać coś, co już cytowałem przy okazji pisania o stanie kynologii łowieckiej we współczesnym polskim łowiectwie. Wytłuszczony przez Redakcję tekst brzmi – „Członkowie zarządu mogą być zmuszeni, aby długi koła łowieckiego pokrywać swoim majątkiem. Rozwiązanie to jest skrajnie niesprawiedliwe, politycy zaś zapomnieli, że polowanie jest uprawnieniem, a nie obowiązkiem”.

No i mamy już wszystkie elementy układanki w komplecie. Układanką tą jest sposób widzenia łowiectwa i swojej w nim roli przez zarządzających Związkiem. W wielkim skrócie można to zapisać w punktach:

  1. Polowanie nie jest zadaniem – jest uprawnieniem, co oznacza, że niczego nie musimy, a to co robimy wynika tylko z tego, że lubimy polować i chcemy to robić,
  2. Takie rozumienie łowiectwa prowadzi też prostą drogą do poczucia braku odpowiedzialności za to co robimy lub sprowadza tą odpowiedzialność do tylko najpłytszych miejsc np. – odpowiadamy jedynie za wykonanie planu oraz szkody i na tym koniec,
  3. Z perspektywy zarządzających, takie myślenie daje obraz aktywności który widzimy codziennie, już od dziesięcioleci. W wielkim skrócie przekaz idący od zarządzających Związkiem do łowieckich „dołów” brzmi mniej więcej tak – mamy wielkie „wejścia” do świata polityki i zapewnimy wam niekończący się komfort taniego polowania. Wy („doły”) dajcie nam tylko swoje składki, zróbcie za nas trochę roboty w tzw. „kulturze łowieckiej” i będzie OK.

No i powstał problem, bo okazało się, że tzw. „wejścia” do świata polityki rozwiał wiatr. Klęska Związku w czasie procedowania nowej ustawy polega nie na tym, co łaskawie opisał we wstępniaku Kolega Redaktor Naczelny. Klęska Związku jest w istocie klęską intelektualną, klęską wizerunku polskiego myśliwego i polskiego łowiectwa, zbudowaną przez niczego nie rozumiejących zarządzających Związkiem w ciągu ostatnich 20 lat. No, może rozumiejących jedynie jak utrzymać swoje władztwo nad strumieniem pieniędzy płynącym od łowieckiej szarej masy. Ten numer Łowca pokazał wyraźnie jak to właściwie jest, i z mojej perspektywy, powinien być opatrzony tytułem „Ostatni krzyk”, kontynuując retorykę „Ostatniego kęsa” z numeru marcowego.

Jedno jest pewne. Jeżeli ulegniemy kolejny raz ułudzie, że Ci „na górze” Związku, z tymi „na górze” polityki, coś dla nas załatwią, że jedynie pudrując Polski Związek Łowiecki będziemy trwali kolejne dziesiątki lat w nirwanie zachwytów nad samym sobą, to skutecznie, i to w krótkim czasie, własnymi rękami rozwalimy polski model łowiectwa, z którego jesteśmy tak dumni. Nadchodzą w Związku wybory i warto bardzo mocno się nad nimi zastanowić.