Wstępniak w lipcowym numerze ŁP – ad vocem

No i mamy ciąg dalszy dyskusji o certyfikacji psów myśliwskich!! W artykule wstępnym lipcowego numeru ŁP Redaktor Naczelny odniósł się do problemu podjętego w poprzednim numerze artykułami Redaktora Bombika i moim, a więc jednak szeroka dyskusja tego zagadnienia w internecie okazała się skutecznym narzędziem zwrócenia uwagi na sprawę leżącą w przedsionku Naczelnej Rady Łowieckiej od wielu już miesięcy. We wstępie Redaktor Gdula wskazał, że nie napłynęła do redakcji żadna pisemna polemika z zamieszczonymi wcześniej tekstami, do czego, jak rozumiem, jest ze strony Redakcji zachęta. Cieszę się z chęci kontynuowania tego tematu na stronach Łowca i z pewnością w najbliższych dniach mój tekst trafi do rąk zarządzających redakcją.

Pomijając na chwilę kwestię kynologii łowieckiej i certyfikacji psów do polowania, nie mam żadnej wątpliwości, że zgłaszana przez Redaktora Naczelnego słaba poczytność Łowca (około 20% myśliwych) wynika w znacznej mierze z braku „ognia” w dyskusji o codziennych sprawach Związku na łamach miesięcznika. Prowadząc od lat strony internetowe widzę jak niesłychanie pozytywnie na oglądalność każdego tekstu wpływa tocząca się wokół niego debata. Trzeba też pamiętać, że Łowiec nie działa w próżni. Pomijając nawet przestrzeń internetową mającą nieco inną z natury dynamikę, na polskim rynku wydawnictw łowieckich jest coraz gęściej od różnych tytułów ogólnopolskich i lokalnych, z których niektóre rozwijają się całkiem dobrze, stwarzając konkurencję z którą Łowiec nigdy praktycznie do tej pory się nie spotkał. Ale wróćmy do kynologii, ceryfikowania i rodowodów.

Tezą przy której Redakcja mocno się trzyma obu tekstami jest taka, że my, czyli Redaktorzy, polujemy z rodowodowymi i uważamy, że tak jest lepiej ale jednocześnie uważamy, że niech każdy robi co chce, bo zmuszanie do niczego dobrego nie prowadzi a przede wszystkim nie jest skuteczne. Przywołany nawet został przykład nawracania na wiarę ogniem i mieczem, jako równie naganne, co owa certyfikacja postępowanie. Jednym słowem, że przywołam klasyka – jestem za a nawet przeciw. Internetowe dyskusje na różnych portalach zapełnione są argumentacją w której wolność, mierzona możliwością robienia co się chce i jak się chce, uważana jest za wielką wartość i kto wie czy nie najważniejszą zdobycz demokracji i naszego łowiectwa. W ten sposób głosy płynące z redakcji Łowca spotykają się z głosem portalowego ludu.

Prawie połowę życia pracuję na uczelniach jako wykładowca i na co dzień mam okazję oglądać jak działa edukacja w praktyce, a działa bardzo prosto – wykłady, ćwiczenia, seminaria, praca własna a potem zaliczenie i egzamin. Tak zdobywa się wiedzę, tak weryfikuje się efektywność nauczania i skuteczność pracy własnej studenta. Wyobraźmy sobie uczelnie bez egzaminów i zaliczeń – czy, poza garstką prawdziwych pasjonatów obszaru którego studiowania się podjęli, ktokolwiek, choćby przez minutę pochyli się nad książką? Niech każdy odpowie sobie sam. Nie ma rozwoju, nie ma postępu i nie ma wykształcenia bez pracy i bez sprawdzonych sposobów oceny jej skuteczności. Tak było przez wieki, tak jest i teraz. Zaliczenia i egzaminy tworzą jeszcze jeden ważny element każdego szczebla edukacji – określają standardy. Zdobyta ocena czy punktacja pokazują jaki jest nasz potencjał, jaką rolę możemy grać realizując zadania wspólnoty.

Nie inaczej jest z kynologią łowiecką. Bez szkolenia, bez pracy własnej przewodników i ich psów ale przede wszystkim bez praktycznej weryfikacji włożonego w szkolenie wysiłku nigdy nie będziemy potrafili określić skuteczności zespołu pies-przewodnik. Zespół ten z kolei nigdy nie pozna swojej prawdziwej wartości bez konfrontacji z wymaganiami sędziów i konkurentami. To jest prosty mechanizm od którego nie ma ucieczki jeżeli oczywiście myślimy pozytywnie.

Z tekstów Pawła Bombika i Pawła Gduli można wyczytać, trochę między wierszami, że walkę o certyfikację psów myśliwskich prowadzi trochę nawiedzona ale nieliczna grupa kynologów, mająca do sprawy podejście nieco oderwane od realnej rzeczywistości. Taka sobie grupa jeźdźców na koniach atakujących pikami przydrożne wiatraki. Popatrzmy jednak co o sprawie myślą myśliwi i ich przedstawiciele. Proste fakty – uchwały trzech ostatnich Krajowych Zjazdów Delegatów (15 lat historii tworzenia zasad funkcjonowania PZŁ), w rozdziale kynologia wskazywały jednoznacznie, już w punkcie pierwszym, konieczność zbudowania systemu szkolenia psów myśliwskich w Polsce. Powtórzę – systemu. Zapytam bardzo uprzejmie – gdzie jest ten system? To jest klasyczny przykład sytuacji gdzie wykładowca rozpisał tematy do przerobienia, wyszedł z sali i już do niej nie powrócił a studenci wzięli sprawy w swoje ręce. Dokładnie tak samo skończy się czekanie na to, że ludzie wybiorą dobre psy i tylko z takimi będą polowali. Przykład kolejny – zapytano, zresztą bardzo tajnie i poufnie, wszystkie zarządy okręgowy o ich opinię na temat proponowanej uchwały NRŁ dotyczącej certyfikowania psów do polowania. Z tego co wiem, większość odpowiedziała pozytywnie a negatywne opinie przyszły z tych zakątków naszego kraju gdzie kynologią łowiecką nikt się nie zajmuje, bo po co – ludzie sami wiedzą co jest dla nich dobre.

PS. Tekst zamieszczony został też na stronie Klubu Wyżłów PZŁ