No i mamy ciąg dalszy dyskusji o certyfikacji psów myśliwskich!! W artykule wstępnym lipcowego numeru ŁP Redaktor Naczelny odniósł się do problemu podjętego w poprzednim numerze artykułami Redaktora Bombika i moim, a więc jednak szeroka dyskusja tego zagadnienia w internecie okazała się skutecznym narzędziem zwrócenia uwagi na sprawę leżącą w przedsionku Naczelnej Rady Łowieckiej od wielu już miesięcy. We wstępie Redaktor Gdula wskazał, że nie napłynęła do redakcji żadna pisemna polemika z zamieszczonymi wcześniej tekstami, do czego, jak rozumiem, jest ze strony Redakcji zachęta. Cieszę się z chęci kontynuowania tego tematu na stronach Łowca i z pewnością w najbliższych dniach mój tekst trafi do rąk zarządzających redakcją.
Pomijając na chwilę kwestię kynologii łowieckiej i certyfikacji psów do polowania, nie mam żadnej wątpliwości, że zgłaszana przez Redaktora Naczelnego słaba poczytność Łowca (około 20% myśliwych) wynika w znacznej mierze z braku „ognia” w dyskusji o codziennych sprawach Związku na łamach miesięcznika. Prowadząc od lat strony internetowe widzę jak niesłychanie pozytywnie na oglądalność każdego tekstu wpływa tocząca się wokół niego debata. Trzeba też pamiętać, że Łowiec nie działa w próżni. Pomijając nawet przestrzeń internetową mającą nieco inną z natury dynamikę, na polskim rynku wydawnictw łowieckich jest coraz gęściej od różnych tytułów ogólnopolskich i lokalnych, z których niektóre rozwijają się całkiem dobrze, stwarzając konkurencję z którą Łowiec nigdy praktycznie do tej pory się nie spotkał. Ale wróćmy do kynologii, ceryfikowania i rodowodów.
Tezą przy której Redakcja mocno się trzyma obu tekstami jest taka, że my, czyli Redaktorzy, polujemy z rodowodowymi i uważamy, że tak jest lepiej ale jednocześnie uważamy, że niech każdy robi co chce, bo zmuszanie do niczego dobrego nie prowadzi a przede wszystkim nie jest skuteczne. Przywołany nawet został przykład nawracania na wiarę ogniem i mieczem, jako równie naganne, co owa certyfikacja postępowanie. Jednym słowem, że przywołam klasyka – jestem za a nawet przeciw. Internetowe dyskusje na różnych portalach zapełnione są argumentacją w której wolność, mierzona możliwością robienia co się chce i jak się chce, uważana jest za wielką wartość i kto wie czy nie najważniejszą zdobycz demokracji i naszego łowiectwa. W ten sposób głosy płynące z redakcji Łowca spotykają się z głosem portalowego ludu.
Prawie połowę życia pracuję na uczelniach jako wykładowca i na co dzień mam okazję oglądać jak działa edukacja w praktyce, a działa bardzo prosto – wykłady, ćwiczenia, seminaria, praca własna a potem zaliczenie i egzamin. Tak zdobywa się wiedzę, tak weryfikuje się efektywność nauczania i skuteczność pracy własnej studenta. Wyobraźmy sobie uczelnie bez egzaminów i zaliczeń – czy, poza garstką prawdziwych pasjonatów obszaru którego studiowania się podjęli, ktokolwiek, choćby przez minutę pochyli się nad książką? Niech każdy odpowie sobie sam. Nie ma rozwoju, nie ma postępu i nie ma wykształcenia bez pracy i bez sprawdzonych sposobów oceny jej skuteczności. Tak było przez wieki, tak jest i teraz. Zaliczenia i egzaminy tworzą jeszcze jeden ważny element każdego szczebla edukacji – określają standardy. Zdobyta ocena czy punktacja pokazują jaki jest nasz potencjał, jaką rolę możemy grać realizując zadania wspólnoty.
Nie inaczej jest z kynologią łowiecką. Bez szkolenia, bez pracy własnej przewodników i ich psów ale przede wszystkim bez praktycznej weryfikacji włożonego w szkolenie wysiłku nigdy nie będziemy potrafili określić skuteczności zespołu pies-przewodnik. Zespół ten z kolei nigdy nie pozna swojej prawdziwej wartości bez konfrontacji z wymaganiami sędziów i konkurentami. To jest prosty mechanizm od którego nie ma ucieczki jeżeli oczywiście myślimy pozytywnie.
Z tekstów Pawła Bombika i Pawła Gduli można wyczytać, trochę między wierszami, że walkę o certyfikację psów myśliwskich prowadzi trochę nawiedzona ale nieliczna grupa kynologów, mająca do sprawy podejście nieco oderwane od realnej rzeczywistości. Taka sobie grupa jeźdźców na koniach atakujących pikami przydrożne wiatraki. Popatrzmy jednak co o sprawie myślą myśliwi i ich przedstawiciele. Proste fakty – uchwały trzech ostatnich Krajowych Zjazdów Delegatów (15 lat historii tworzenia zasad funkcjonowania PZŁ), w rozdziale kynologia wskazywały jednoznacznie, już w punkcie pierwszym, konieczność zbudowania systemu szkolenia psów myśliwskich w Polsce. Powtórzę – systemu. Zapytam bardzo uprzejmie – gdzie jest ten system? To jest klasyczny przykład sytuacji gdzie wykładowca rozpisał tematy do przerobienia, wyszedł z sali i już do niej nie powrócił a studenci wzięli sprawy w swoje ręce. Dokładnie tak samo skończy się czekanie na to, że ludzie wybiorą dobre psy i tylko z takimi będą polowali. Przykład kolejny – zapytano, zresztą bardzo tajnie i poufnie, wszystkie zarządy okręgowy o ich opinię na temat proponowanej uchwały NRŁ dotyczącej certyfikowania psów do polowania. Z tego co wiem, większość odpowiedziała pozytywnie a negatywne opinie przyszły z tych zakątków naszego kraju gdzie kynologią łowiecką nikt się nie zajmuje, bo po co – ludzie sami wiedzą co jest dla nich dobre.
PS. Tekst zamieszczony został też na stronie Klubu Wyżłów PZŁ
Pszeszanowny Panie Zbigniewie,
pozwole sobie krotko tutaj –
„Czy mogę Szanownego Kolegę prosić o przelanie swojej wiedzy na temat niemieckich wymagań w sprawie jakości psów używanych do polowania na papier i opublikowanie tego w dowolnym, ogólnie dostępnym dla myśliwych miejscu? Służę stroną Klubu Wyżłów PZŁ lub swoją.”
Obawiam sie, ze z tego wyszlaby ksiazka.
O regulacjach prawnych – podstawie – pisalem ponizej. Jesli idzie o wymogi, to moze cos sprzed kilkunastu lat , kiedy DJV podjal (bezowocna zreszta) probe ujednolicenia weryfikacji uzytkowosci psa mysliwskiego.
Ta miala polegac na systemie „ABCDEF”
A. Posluszenstwo
– ogolnie
– zachowanie na smyczy
– zachowanie na stanowisku
– reakcja na strzal
B. Aport
– aportowanie lisa/zajaca po wloczce
– aportowanie ptactwa po wloczce
– „wolne” szukanie i aportowanie ptactwa
C. Praca we wodzie
– reakcja na strzal
– poszukiwanie i aport z wody
D. Praca na tropie
– 600 metrow calonocna
E. Norowanie
– zachowanie w norze
– zachowanie wobec drapieznika (bez kontaktu)
F. Praca plochacza/gonczego
– conajmniej 10 min. samodzielnego poszukiwania zwierzyny i powrot po naj pozniej 30 minutach.
Pomysl polegal na tym, zeby pies zdawal dyscypline obowiazkowa A plus conajmniej dwie „wolne”
Np. Wyzel – A plus B i C albo ABD
a jamnik A plus DiE albo ADF
itd.
Ten system zostal jednak wprowadzony tylko w dwoch(?) landach – SA i BB. Reszta jest „mieszanka” klubowych regulacji dla
poszczegolnych ras. Czesto b. fantazyjnych.
Dziękuję za informację Myślę, że w dobie dyskusji o certyfikacji psów w polskim łowiectwie każda informacja o przemyśleniach i rozwiązaniach sąsiadów jest bardzo przydatna. Co do informacji wyżej – niezależnie od szczegółów, z pewnością niemieckie wymagania wielokrotnie przewyższają proponowane minimum u nas.
Pozdrawiam
Calosc dyskusji o pchlarzu myslifffskim polskim wydaje mi sie byc nieuczesana i nieuporzadkowana.
Po pierwsze sama oczywista oczywistosc psa mysliwskiego interpretowana jest z roznych punktow widzenia
Tymczasem mamy do czynienia w gruncie rzeczy z trzema wymiarami uzycia tego pchlarza, wokol ktorego tocza sie spory.
– wymiar etyczny – tj. pies jako gwarant polowania etycznego. Obejmuje caly kompleks „po strzale” – choc nie tylko, bo dotyczy
rowniez traktowania samego psa.
– wymiar efektywny -tj. wszystko co odbywa sie przed strzalem – pchlarz jako gwaran polowania skutecznego – rowniez z uwzglednieniem traktowania psa i relacji piesko – zwierzynowych
– wymiar estetyczny – tj. wizualna tradycja
Te trzy wymiary wzajemnie sie uzupelniaja i (czesciowo) warunkuja, ale tez istnieje miedzy nimi pewna hierarchia – sa wymiary
„wazne” i mniej wazne – obiektywnie na to spogladajac.
Ani i u Bombika ani u Ciemniewskiego kwestia tych trzech wymiarow nie zostala w dostatecznym stopniu uwzgledniona mimo
wybiorczego sygnalizowania niektorych aspektow. Lopatologicznie te wymiary demonstrujac:
Z dzisiejszego punktu widzenia najistotniejszym jest znalezienie, odszukanie rannego zwierzecia, ptaka, skrocenie jego cierpien,
przy uwzglednieniu mozliwosci i ryzyka samego psa. Tutaj pchlarza nic nie zastapi i ten UZYTY pchlarz MUSI posiadac stosowne „parametry”, by mogl spelnic oczekiwania.
Waznym, ale nie naistotniejszym jest kwestia psa jako elementu zwiekszajacego efektywnosc stosowanych metod polowania,
umozliwiajacego czesto ich stosowanie. O ile zbarczonej kuropatwy nie odszuka raczej zaden buc wzielonym kapelusiku z piorkiem
, szegolnie jak wyposazony jest statystyczne atrybuty statystycznego Nemroda czyli zadyszke i wiek podwojny chrystusowy
z 40 kilowa nadwaga. Taki bez tych atrybutow tez nie. Ale polowac na kuropatwy bez psa moze. Norowac tez. Tylko
trzeba wiedziec jak.
Ten trzeci wymiar to wyglad i predyspozycje „od urodzenia” – czyli to co razi oko w przypadku aportujacego kuropatwy boksera
bez rodowodu na dotatek razi a robiacego to samo co bokser wyzel z papierami cieszy i dostarcza dodatkowych wrazen.
Rowniez widoczny obraz relacji miedzy psem i myslwym. Stosunku do tradycji.
O ile nie bedzie zasadniczego konsensu odnosnie tych trzech wymiarow ich hierarchi, to dalsza dyskuja nie ma sensu
i sprowadza sie sie do pieprzenia kotka przy pomocy mlotka. (pieska wlasciwie)
Szanowny Kolego,
pełna zgoda. Te trzy aspekty wykorzystania psa w łowiectwie, w różnych miejscach obu stron, pokazywałem i muszę się podpisać obu rękami pod tezą Kolegi . Jestem pewien, że ci którzy wiedzą o co w kynologii łowieckiej chodzi nie będą mieli żadnych wątpliwości co do trafności takiego pokazania sprawy.
W czym jest natomiast problem – większość dyskutantów na „nie” po prostu, z różnych powodów nie chce żeby było dobrze, logicznie i normalnie!!!
Jeden hoduje bez nadzoru psy korzystając z cudzej myśli hodowlanej i sprzedaje za wystarczające dla niego grosze, drugi nibyszkoli psy mydląc oczy odbiorcom takiej „usługi”, że robi to najlepiej na świecie (jakie to proste gdy nie ma systemu sprawdzianów), trzeci wreszcie myśląc o nadchodzących wyborach i pamiętając, że większość przyszłego elektoratu jest, mówiąc najprościej, niezbyt wysokich lotów i zawsze łatwiej poprze rozwiązanie typu „…. wszyscy jesteście super i niczego wam nie trzeba nakazywać bo przecież wszystko wiecie ….”. To tak jak z dyskusją o służbie zdrowia – wszyscy wiedza jak zrobić żeby było normalnie natomiast nikt tego nie mówi, a tym bardziej nie robi, bo kocha siedzenie na strumieniu nie swojej przecież kasy.
Dla mnie osobiście, zbudowanie choćby zrębów normalności w polskiej kynologii łowieckiej jest papierkiem lakmusowym tego czy potrafimy wykorzystać szansę jaką w polskim modelu łowiectwa daje właśnie ten model czy pozostaniemy stadem kierujących się jedynie własnym egoizmem wilków. Na razie perspektywa nie wygląda dobrze.
Pozdrawiam i cieszę się, że są obszary gdzie potrafimy znaleźć wspólny język a nawet z tego, że jest z kim pogadać z sensem.
Dogadac sie mozna rowniez uzywajac jezyka Mickiewicza i Sienkiewicza (Henryka) w jego barwniejszej odmianie.
Moze jeszcze tylko dwa i pol aspektu do tej kynologicznej dysputy, bo pchlarze to wlasciwie nie moja dzialka.
Po pierwsze irytujacym jest, ze dyskusja nie jest oparta na wiedzy i faktach, lecz w duzej mierze na subiektywnych odczuciach i
fragmentarycznych w zasadzie obserwacjach , dotyczach kynologii i jej stanu w naszym kraju.
Brak:
– np. czystych danych statystyczne – ile jest mysliwych? ile psow ? ile szlachetnie urodzonych ? ile z dyplomami? ile bez ?
jakie sa tendencje . Te powinny chyba byc…….
– Ale jak realizujemy w kraju ten pierwszy wymiar ? – tu wypadalo zerknac glebiej za kotare:
> ile strzalow oddawanych jest na polowaniu indywidualnym do zwierzyny grubej w celu pozyskania 1000 sztuk zwierzyny grubej ?
> ile % „niecelnych strzalow jest kontrolowanych z psami ?
> ile postrzalkow zostaje STWIERDZONYCH ?
> ile postrzalkow sie dochodzi ?
> ilu mysliwych realizuje pozyskanie tych 1000 sztuk zwierzyny grubej ?
> ile maja psow do dyspozycji ?
> jakie psy ?
> itd, itd itd……….
Dane porownywawcze z kilku regionow zakres danych i metodyka ich uzyskania nie przedstawiaja „wiedzy” tajemnej……
– to samo w odniesieniu do polowan zbiorowych i polowan na ptacwo
Z tego – po uzyskaniu WIARYGODNYCH danych wyloni sie pewien obraz, na podstawie ktorego bedzie mozna wyciagac jakies
wnioski, badz formulowac propozycje rozwiazan.
W tej chwili – niech sie Pan nie obrazi – to jest raczej pieprzenie o doooopie Maryny. Krotochwilne miejscami ale tylko pieprzenie.
Obraz kynologii uzupelniaja tez takie dane:
http://www.agria.se/agria/artikel/vad-sager-statistiken-om-skador-vid-jakt
To sa statyski (jednego) szwedzkiego towarzystwa ubezpieczeniowego obejmujace przypadki smierci psow na polowaniu – od wypadkow komunikacyjnych – regularnie ok 600 rocznie (jest ich faktycznie wiecej – jest wiecej ubezpieczycieli) po psy zabite przez wilki, niedzwiedzie, utopione itd. itd.
Jak Pan zerknie na rubryke ” Dödad/skadad av vildsvin ” czyli psy zabite przez dziki, to okazuje sie, ze jeszcze w 2006 roku
takich przypadkow byly 4 a w roku 2013 juz ……152 . To powinien byc dla kynologa dzwonek alarmowy. Stop . Co sie dzieje ?
Jest tych dzikow prawie 40 razy wiecej ?. Czy moze coraz czesciej uzywa sie psow do polowania, ktore sie do tego nie nadaja .
Moze wprowadzic „certyfikat” w postaci obowiazkowych wizyt w zagrodach dla dzikow ?. Moze w inny sposob „weryfikowac” ?.
W interesie etycznego polowania. Bo rosnaca skala tych ubytkow swiadczy w gruncie rzeczy o czyms niedobrym.
Prosze sobie wyobrazic teraz sytuacje w naszym kraju. O czym Pan moze w tym kontekscie dyskutowac ?. Na podstawie jakiej
wiedzy ? Jakich danych ? . Pozostaje dysputa o dolnej czesci panny M. ktorej sie niektorzy oddaja z duzym zaangazowaniem. To fakt. Ale co z takiej dysputy wyniknie ?
druga sprawa to trendy.
– jaki jest trend w srodowisku w odniesieniu do psa. Jakiego psa ?. Moze Pan te dane stosunkowo latwo uzyskac poprzez anonimowe ankietki wsrod nowowstepujacych. To jest grupa, ktora bedzie okreslala ksztalt srodowiska polujacych za 5 , 10 , 20 lat….. Bo my, Panie Ciemniewski jestesmy w gruncie rzeczy starymi grzybami, ktorzy moga sobie duzo pieprzyc ale przyszlosc nalezy do innych.
– ile % kursantow zamierza sobie „sprawic” psa?
– ile % ma warunki do ulozenia, chowu, widoki na uzycie danego psa zgodnie z jego predyspozycjami ?
– jak ten narybek zapatruje sie na kwestie „szlachetnosci urodzenia” w kontekscie uzytkowosci psa mysliwskiego ?
– jaka filozofie reprezentuje ? ( ktory „wymiar” jest preferowany ?)
Ma Pan choc odrobine wiedzy na temat tego co pokutuje w tych glowach w odniesieniu do PSA MYSLIWSKIEGO ?
Jakie wnioski i w odniesieniu do ktorych dziedzin mozna wyciagnac z danych, ktore sie w ten sposob uzyska ?
Wyobraza sobie Pan podjecie jakichs krokow w celu uzyskania takiej wiedzy ?. Czy jest to abstrakcja ?. Zbyt wysoka abstrakcja ?.
Tak jak wypociny bucow w zielonych kapelusikach z piorkami ?
Ale niewazne……
Ostatnie pol aspektu. Zbluzgano Pana tutaj kiedys na blogu malo merytorycznie ale za to bardzo emocjonalnie w zwiazku z norowaniem. W sejmie lezy propozycja zmian w ustawie o ochronie zwierzat ktora moze de facto doprowadzic do zakazu tego
rodzaju polowan, zakazu szkolenia psow. Na froncie ptasim tez jest niedobrze. Po pierwsze presja na calkowity zakaz polowania na ptaki, po drugie w tej chwili dyskutuje sie nad bardzo malo koszernym projektem rozporzadzenia do ustawy o ochronie przyrody,
ktore po wprowadzeniu moze przyniesc nieciekawe wyniki. Powyzsze sklada sie na to, ze dla niektorych ras psow uzytkowych
wyspecjalizowanych w zakresie polowania na drapiezniki czy ptacwo przyszlosc nie wyglada zbyt rozowo. Mozna dostrzec
cienie.
Te dwa i pol aspekta skladaja sie na to, ze ta dyskusja o certyfikowaniu przybiera forme niepotrzebnego konfliktu. W odniesieniu
do psa mysliwskiego sa istotniejsze sprawy, ktore powinni WSPOLNIE podjac zwolennicy psa ekologicznego czyli kundla
wystwiajacego kuropaty i bazanty oraz psa ortodoksyjnego czyli klasyki wyzla z papierami robiacego stojke.
W zakresie zdobycia wiedzy na temat stanu faktycznego czy przedsiewziec w celu zablokowania inicjatyw majacych na celu zakazy
polowan powinna panowac jednosc. Zas konsens w zakresie certyfikacji i weryfikacji da sie z pewnoscia osiagnac…….Teoretycznie
przynajmniej.
Na zakonczenie tych wypocin.
W Niemczech istnieje od ponad 100 lat klub posokowca hanowerskiego. Verein Hirschmann. Zrzeszajacy hodowcow i uzytkownikow
rodowodowych psow tej rasy. Psy oddawane sa po jednolitych cenach ( w tej chwili ok. 700 euro) wylacznie czlonkom klubu.
Czlonkiem klubu mozna zostac jedynie z opinia dwoch czlonkow wprowadzajacych. Na szczeniaka czeka sie okolo dwoch
lat od momentu wstapienia do klubu, placac przez ten okres skladki i obligatoryjnie absolwujac kurs ukladania posokowcow.
Nie znajdzie Pan zadnego ogloszenia w prasie typu : sprzedam szczeniaki rodowodowe po rodzicach z klubu Verein Hirschman.
Przypuszczam, ze do tego klubu by nas obu nie przyjeto – preferowani sa wylacznie mysliwi, ktorzy moga zagwarantowac ze pies
bedzie mogl dochodzic postrzalki co najmniej kilkadziesiat razy rocznie. Tj. lesnicy, zawodowi mysliwi, posiadacze duzych lasow,
duzych obwodow lowieckich. To jest swego rodzaju elita. Niektore psy maja na koncie powyzej 1000 postrzalkow.
Ten stan rzeczy nie ma nic do czynienia z paragrafami, rozporzadzeniami itd. Mysliwi sami, dobrowolnie ustawiaja sie w kolejce
poniewaz chodzi o produkt markowy. Ta „marka” zostala wyrobiona konsekwentna, dlugoletnia praktyka, przekonuje jakoscia
prezentowana w praktyce.
„Hirschmann” ma tez sporo hakow, jednak ten rodzaj popularyzcji mysliwskiego psa rodowodowego – przez zrobienie z niego produktu markowego, po ktory mysliwi dobrowolnie ustawiaja sie w kolejce jest chyba duzo lepszy niz bat w reku Pana Zbigniewa
Ciemniewskiego. W formie paragrafu, przy pomocy ktorego uszczesliwiac sie bedzie bucow w zielonych kapelusikach z piorkami
szlachetnienie urodzonymi pchlarzami. Z certyfikatem.
to by bylo na tyli z mojej strony
pozdr
daka
Ho, ho – nieźle Szanowny Kolega dał! Spróbuję sprzedać swój punkt widzenia.
1. Najpierw statystyki – są różne sposoby poznania rzeczywistości nas otaczającej – jeden z nich to analiza statystyczna skrzętnie notowanych, najlepiej w dłuższym czasie, zjawisk nas interesujących, drugi – obserwacja wsparta doświadczeniem i wiedzą, która jest znakomitym uzupełnieniem metody pierwszej a często zaczyna drogę do bardziej szczegółowych badań.
W przypadku kynologii pierwszej metody, w dającej się przewidzieć przyszłości nie da się zrealizować, choć przyznaję, że woła to o pomstę do nieba. Dlaczego? ano dlatego, że nikt nie jest zainteresowany prawdą ponieważ ona utrudnia lawirowanie typu ” ….. mamy w Polsce 30 tysięcy psów ułożonych do polowania i ilość ich stale rośnie …”. Gdyby nie daj Boże okazało się, że tych psów rzeczywiście ułożonych do polowania jest np. 10x mniej, to co wtedy?! Co do metody drugiej – nie znam osoby znającej się na rzeczy która twierdzi, że w Polsce kynologia łowiecka jest na dobrym poziomie a istniejące wyjątki tylko potwierdzają tą opinię. Zresztą jest też druga strona tego medalu – zrobienie rzetelnej statystyki tego rodzaju jest niezwykle trudne i czasochłonne. Kto to ma robić?, czy ci sami ludzie którzy są przeciwni certyfikacji czyli spokojnie dają przyzwolenie na utratę postrzałków? Byłem kiedyś na wielkim polowaniu na kaczki – było chyba ze 100 myśliwych i może 10 psów, z tego może połowa wiedziała o co chodzi w tej robocie. Jeżeli na zbiorowym polowaniu na dziki pada w ciągu 2 dni 100-150 strzałów i leży 20-30 dzików (jak dobrze pójdzie) , to co z resztą kul? Kto ma czas i ochotę to sprawdzać? a co dopiero robić statystykę.
Moim zdaniem są pewne prawdy oczywiste i wokół nich trzeba skupić wysiłek:
1. podstawowym narzędziem budowania jakości, w każdym obszarze ludzkiej aktywności, jest stawianie wymagań minimalnych. Im wyjściowo poziom wyższy tym można je oczywiście postawić wyżej.
2. wszelkie decyzje dotyczące systemu muszą podejmować znający się na rzeczy, mając na uwadze jakość systemu a nie czyjeś „gówniane”, doraźne interesiki. Owe interesiki można robić w ramach systemu a nie jego kosztem, jak to się dzieje ciągle u nas.
3. Jestem pewien, że nadchodzi czas rozliczenia „ekologów” ze skuteczności ich działań i sposobu w jaki wydają pieniądze. Ostatnio ukazała się informacja o milionach straconych przez Greenpeace w czasie różnych giełdowych machlojek finansowych. Tak to ma działać? Przestańmy się bać czego to nam zieloni nie zakażą a zacznijmy normalnie rozmawiać na temat ekologii i to na poziomie konkretów a nie emocji. Nie wiem na ile Szanowny Kolega miał siły wgłębić się w moje „dyskusje” o norowaniu ale jedna rzecz była tam bardzo charakterystyczna – uważnie obserwowałem statystyki i równolegle ton wypowiedzi dyskutantów. Większość obserwowała dyskusję milcząc a pod jej koniec zaczęły pojawiać się normalne głosy natomiast typowe chamskie teksty zaczęły znikać. Trzeba po prostu rozmawiać z tymi ludźmi zakładając, że większość z nich ma dobrą wolę wymieszaną z brakiem wiedzy i wyobraźni.
4. Co do klubu posokowców i budowania elitarnych grup. Jestem za, po to przecież zrobiliśmy Klub Wyżłów PZŁ. Jedna tylko uwaga – to nie może być zamiast systemu, to może być jedynie zwieńczenie systemu, inaczej to jest utopia.
Pozdrawiam
Odnosnie punktu 3.
Bo o pieskach sobie porozmawialismy.
Zieloni niczego nie zakazuja. To robi polityka. Przewaznie „pod wplywem”. Z klasycznym przykladem mielismy ostatnio do czynia w zwiazku z projektem rozp. o wznowieniu polowan na losie./ Osobiscie uwazam, ze projekt rozporzadzenia byl…..do doooopy oglednie mowiac./
Radzilbym sie jednak dokladnie przyjrzec mechanizmowi calej historii. Jest bardzo pouczajacy.
pozdr