SALSA Herbu Zadora – nasz nowy śliczny labrador

Na rękach Marty

Na rękach Marty

Pod koniec 2010 r., po ciężkiej acz niespodziewanej chorobie odeszła nasza Mufa wspaniały towarzysz łowów, domownik, wierny towarzysz życia. Po kilku miesiącach odeszła też 17-letnia Nuta świadek najważniejszych wydarzeń w życiu rodziny i dom choć nadal przecież pełen psów stał się na tyle pusty,  że Lidka zaczęła wspominać o biszkoptowym labradorze którego wszystkim brakowało. Wahałem się przez kilka miesięcy mając na uwadze plany związane ze szczeniętami (przyszłymi oczywiście)  po Florze, ale w końcu uległem. Zdecydowałem się kupić szczenię w renomowanej hodowli Pani Moniki Dowgiałło, którą pamiętałem jeszcze z wystaw na których byłem z Mufą. Na stronie hodowli pojawiła się informacja o miocie po młodym jeszcze ale już utytułowanym psie sprowadzonym przez Panią Monikę z dalekiego Oregonu w USA oraz jej biszkoptowej suce i zdecydowałem się na zakup. Wybraliśmy się do odległego od nas o 400 km Osieka nad Wisłą z Maćkiem i Martą w sobotni poranek 17 września. Droga minęła nam szybko i choć wiedzieliśmy, że właścicielka hodowli jest na wystawie w Płocku pełni dobrych myśli zameldowaliśmy się pod bramą posesji. Nasz dzwonek wywołał koleżankę Pani Moniki zajętą wydawaniem szczeniaka innym nabywcom ale po około 30 minutach poświęconych na kawę w miejscowej cukierni weszliśmy do środka i po raz pierwszy spotkali naszego nowego szczeniaka. Mieliśmy do wyboru dwie suczki ale jednogłośnie wybraliśmy śmiałą i dorodną Salsę, ośmiotygodniowe i oczywiście biszkoptowe „maleństwo”. Po odebrani szczegółowej instrukcji o postępowaniu ze szczeniakiem oraz po wysłuchaniu naprawdę fachowej oceny wybranego przez nas pieska, która utwierdziła nas w podjętej decyzji ruszyliśmy na południe, do domu. Suczka drogę zniosła bardzo dobrze widać było wyraźnie, że to pluszowe maleństwo ma spokojny ale zdecydowany charakter. Obawialiśmy się problemów z wpisaniem się nowego pieska do naszego psiego stada i nie omyliliśmy się. Stare suki, zarówno wyżlice jak i labradorka Buba zdecydowanie odmówiły przyjęcia nowego członka rodziny choć oczywiście nie robiły szczeniakowi żadnej krzywdy. Nieprzyjazne warczenie trzymało malucha na dystans przez kilka pierwszych dni pomimo upartych i bardzo inteligentnych prób z jej strony przełamania tej sytuacji. Jutro mija pierwszy tydzień Salsy w naszym domu i wygląda na to, że ostatecznie pierwsze lody zostały prawie całkowicie przełamane. Maluch okazał się rzeczywiście wspaniałym i konsekwentnym dyplomatą a sposób w jaki rozgrywała pojedynek ze starymi sukami zjednał jej najwyższy szacunek nas wszystkich. Osobnym problemem okazała się sprawa wyboru imienia nowego domownika.

Pufa

Pufa w czasie drogi do nowego domu

Dyskusja była burzliwa, sięgnięto nawet do arsenału wyborczego przeprowadzając prawdziwe tajne wybory, które podobnie jak prawdziwe życie pokazały, że nie większość ma rację. Ostatecznie przez aklamację przyjęto nazwę Pufa i tak już zostanie.  Zaczynamy nowy rozdział. Jak zwykle zapraszam do galerii pokazującej szczegóły naszego wyjazdu po nowego członka rodziny.